poniedziałek, 26 lutego 2018

Wierszyk ekologiczny nr 2.



Kiedy chcesz wyruszyć szlakiem,
by wędrować tam z plecakiem,
wiedz, że jesteś gościem w górach,
a tam ważna jest kultura.

Dałeś radę wnieść kanapki?
Weź papierki w swoje łapki,
spakuj, zabierz je ze sobą,
same sprzątnąć się nie mogą.

A papierek po wafelku?
On też wagę ma niewielką,
włóż go proszę do kieszeni
nim się w śmieć na szlaku zmieni.

Las nas bardzo ładnie prosi,
aby śmieci swe wynosić,
nie zostawiać ich na szlakach –
tyle miejsca jest w plecakach.

środa, 21 lutego 2018

Zając Totuś - poznajcie go.


Mały zając to jest zwierzę
niezbyt mądre – przyznam szczerze;
lubi fikać, skakać, brykać,
w gęstej trawie czasem znikać,
rozkoszuje się zabawą –
to młodości święte prawo.

Lecz choć rozum ma malutki,
żywot jego jeszcze krótki,
chociaż brak mu doświadczenia,
w łepku wielkie ma marzenia.
A marzenia – wszyscy wiecie –
najważniejsze są na świecie.

Zając chciałby świat odkrywać,
groźne szczyty gór zdobywać
lub pustynię sam pokonać
(z głodu i pragnienia konać…),
na okręcie świat opłynąć,
w strasznym sztormie niemal zginąć…

Sto pomysłów ma codziennie
mały zwierzak, co niezmiennie
chce być dzielny, silny, duży,
przestać wreszcie bać się burzy,
nie uciekać przed pająkiem
i wyskoczyć – hop – na słońce.

Zuch nasz dobroć w sercu nosi:
każdy kto o pomoc prosi
zawsze chętnie ją otrzyma;
lato, jesień to, czy zima.
Proszę tu nie zapominać –
zając – mała to dziecina

świat pojmuje po swojemu
malutkiemu, zajęczemu,
zawsze dobrze chce, lecz skutki
przerastają rozum krótki;
(warto więc pamiętać o tym,
zanim wpędzi nas w kłopoty…)

Jeszcze sprawa ciut drażliwa –
(zając skrzętnie ją ukrywa)
nie chce przyznać się nikomu,
jak na niego mówią w domu..
Prosi – Totuś mówcie do mnie
i rumieniec skrywa skromnie.

Gdy już będzie wielki, sławny,
a nie mały i zabawny,
gdy go poznać zechcą tłumy,
(ach, on pęknie chyba z dumy…)
wtedy powie: Tutaj stoję.
Lantanotus imię moje.

Zająca narysowała Agnieszka.

czwartek, 8 lutego 2018

Czapka taty.



Gdzie masz czapkę drogi tato?
Wiesz, że zima to nie lato,
marzną uszy, marznie głowa,
trzeba je przed mrozem schować!

Gdy przemarzniesz - będziesz kichać,
stękać, smarkać albo prychać,
lub gorączka ci wyskoczy,
będziesz miał też szkliste oczy...

Załóż czapkę gdy śnieg prószy
i naciągnij ją na uszy.
Czapka z mody nie wychodzi,
kiedy zima znów nadchodzi!

piątek, 2 lutego 2018

Horror story o sępach i strudzonym wędrowcu.




Pośrodku pustyni, na samotnej skale,
siedziało pięć sępów w potwornym upale,
czekały cierpliwie na jakieś śniadanie,
samotny wędrowiec dzisiaj nim zostanie…

Wędrowca dość szybko siły opuszczały,
sępy wciąż uważnie mu się przyglądały,
on szedł już powoli, był strasznie spragniony,
ptaki go śledziły wzrokiem rozmarzonym.

Każdy z drapieżników miał swój upatrzony
kawałeczek mięska w smaku ulubiony,
części kręgosłupa najbardziej lubiły,
do tej pory zgodnie zawsze się dzieliły.

Wędrowiec uparcie szedł wolno przed siebie,
wypatrywał znaków na ziemi, na niebie
marzył, żeby wodą zwilżyć swoje usta,
lecz przed nim pustynia: sucha, ciepła, pusta…

Sęp pierwszy wpatrzony był w wędrowca szyję:
czy jeszcze oddycha, czy też ledwo żyje?
Dźwigacz i obrotnik dla niego przysmakiem,
na razie niestety obejdzie się smakiem…

Drugi sęp przekrzywił na prawo swą głowę -
on za to uwielbiał wprost kręgi piersiowe,
dwanaście kosteczek  - to dopiero pycha!
Ach, móc je obdziobać… - rozmarzony wzdychał.

Na lędźwiowe kręgi kolejny sęp czekał,
nie rozumiał wcale czemu tamten zwlekał.
Niech wreszcie odpuści i wyzionie ducha!
Lecz uparty człowiek wcale go nie słuchał.

Czwarty bardzo lubił najeść się solidnie,
a „kostka” krzyżowa nigdy mu nie zbrzydnie,
z rozmarzeniem wielkim aż dziób swój otworzył,
wolał by wędrowiec do zmierzchu nie dożył…

Najmniejszy sęp lubił odcinek guziczny,
on zawsze wydawał się pyszny i śliczny,
pod skąpym odzieniem, schowany przed słońcem,
które ciągle było wielkie i gorące.

Rozmyślały sępy, a słońce wciąż grzało,
jakby dzisiaj wcale zajść nie zamierzało
wędrowiec był jednak potwornie wytrwały
sępy się niezmiennie w niego wpatrywały…

Słońce się schowało w końcu za horyzont,
powiało leciutko świeżą, chłodną bryzą,
wędrowiec odetchnął, zyskał trochę czasu,
sępy wciąż czekały nie robiąc hałasu…

Chyba nie napiszę jak się to skończyło,
być może brutalne zbytnio by to było…
wymyślcie więc proszę własne zakończenie:
sępy czy wędrowiec? Człowiek czy jedzenie?