środa, 15 listopada 2017

Triathlonista Roman i zima.



Ta opowieść będzie o pewnym człowieku,
co nie bał się biegać szybko i daleko,
jeździł na rowerze, świetnie także pływał,
jako triathlonista medale zdobywał.

Był świetnym sportowcem i ciężko trenował,
nad swoją kondycją codziennie pracował.
Czy wiosną, czy latem, zaczynał o świcie,
dzięki tym treningom czuł się znakomicie.

Na imię miał Roman i lubił wyzwania,
nie znał zniechęcenia ani narzekania,
z uśmiechem na twarzy na treningi ruszał,
nie trzeba go było do niczego zmuszać.

Nie straszna mu była deszczowa pogoda,
twierdził, że bieganie w deszczu to przygoda, 
uwielbiał upały, gdy pot go oblewał,
on biegał radośnie i głośno coś śpiewał.

Treningi zaczynał bardzo wczesną wiosną,
ledwie zeszły śniegi. Minę miał radosną,
radość rozpierała go wielka od środka,
wierzył, że codziennie przygoda go spotka.

Robiło się cieplej, lato nadchodziło,
on wtedy trenował ze zdwojoną siłą,
miał świetną kondycję i mięśnie stalowe,
a ciało na każde zwycięstwo gotowe.

Na każdych zawodach mistrzem być zamierzał,
nikomu się jednak z tych planów nie zwierzał,
po prostu trenował i dążył do celu –
podziwiało go za to ludzi bardzo wielu.

Zwykle tak się działo, że na podium stawał,
był dumny, szczęśliwy – wcale nie udawał.
Trening i zawody radość mu dawały,
wciąż do cięższej pracy mobilizowały.

Jesienią trenował bez chwili oddechu,
biegał, jeździł, pływał, nie tracił uśmiechu,
deszcze ani słota go nie przerażały,
kolorowe liście mobilizowały.

Nadchodziła zima, a on wciąż miał plany,
kalendarz treningów był przygotowany,
nie zamierzał zważać na przymrozki, śniegi;
czy mgły, cz zamiecie - miał trenować biegi.

Kiedyś w listopadzie, od swojej dziewczyny
otrzymał cieplutki koc na urodziny;
nie chciał jej urazić, więc wszedł pod ten kocyk,
nie doceniał jeszcze jego miękkiej mocy…

Za oknem śnieżyce oraz mroźne noce,
a w domu przyjemnie i miło pod kocem,
Roman postanowił, że chwilę poleży -
troszkę odpoczynku też mu się należy.

Na zewnątrz wciąż zimno, chłody i zawieje,
a w domu milutko i nic się nie dzieje
w filiżance z sokiem gorąca herbata,
on w ciepłych skarpetkach wypatruje lata...

Wygrzewał więc Roman swe mięśnie i kości,
podjadał też czasem troszeczkę słodkości,
postanowił przetrwać w ten sposób do wiosny
i choć tracił formę, nadal był radosny.

Morał z tej bajeczki zdradza chyba wszystko:
nawet tych najlepszych dopada lenistwo.
Cóż, czasami trzeba pozwolić i na to,
by przeczekać zimę. Kiedyś wróci lato…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz