sobota, 21 listopada 2020

Wymarzony trening.

Budzę się rano - jest piękna jesień,
to nic dziwnego - kończy się wrzesień.
Czas więc na trening o jakim marzę,
co lubię robić chętnie pokażę:
 
Zakładam buty, wygodne spodnie,
wcale nie muszę wyglądać modnie,
bluzkę z merino, przeciwdeszczówkę,
wezmę ze sobą jakąś wałówkę,
 
sprzęt też się przyda, biorę więc kije
i pędzę w góry poczuć że żyję.
Do tego mapa zawsze, koniecznie,
by się na szlaku poczuć bezpiecznie.
 
Jak zwykle szybko dość maszeruję,
zaraz zadyszkę pierwszą poczuję,
podziwiam wokół piękną przyrodę,
jestem gotowa znów na przygodę.
 
Rozmyślam sobie idąc pod górę,
jesienne słońce grzeje mą skórę,
deszczyk mnie zmoczy - to nic takiego -
po to tu jestem. Właśnie dlatego.
 
Jedni trenują szybko biegając,
inni w siłowniach sztangą machają,
lub na rowerach gdzieś pedałują;
dopiero wtedy szczęście swe czują.
 
Ja wciąż wędruję z moim plecakiem,
nogi mnie niosą znajomym szlakiem,
kije pomogą trening przyspieszyć.
Wokół tak pięknie! Jest czym się cieszyć!
 
Ach, gdybym jeszcze smatrwatcha miała,
wtedy nic więcej już bym nie chciała!
On przecież tyle ma możliwości,
by wspomóc wszystkie me aktywności!
 
Zmierzy mi tętno, pokaże drogę,
z nim się na pewno zgubić nie mogę,
sprawdzi gdzie jestem (na gps-ie),
nawet w głębokim i ciemnym lesie.
 
Podczas ulewy nic mu nie będzie,
mogę go zabrać dosłownie wszędzie
(jeszcze pogodę przewidzieć umie...).
On mnie po prostu świetnie zrozumie!
 
Być może kiedyś, na urodziny,
dostanę prezent od mej rodziny,
Ktoś się domyśli (pomysł niegłupi)
i wreszcie dla mnie smartwatcha kupi?...
 
Wędruję dalej, snuję marzenia,
wokół krajobraz szybko się zmienia...
Wystarcza mapa i własne zmysły,
lub spontaniczne czasem pomysły.
 
Do domu wrócę trochę zmęczona,
Ale jak zawsze - zadowolona.
Bo brak zegarka mi nie przeszkadza.
Dzisiaj był trening. Wszystko się zgadza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz