środa, 29 kwietnia 2020

Tęsknota na dwa koty.



Zostały dwa koty – pańcia wyjechała,
by z nią pojechały, szansy im nie dała,
ktoś inny przychodzi: karmi je i sprząta,
one już się przed nim nie chowają w kątach.

Bawią się ochoczo, pogłaskać się dają,
za śmieszną gałązką wesoło biegają,
nawet nauczyły się szafki otwierać,
aby potajemnie przysmaki wyżerać…

Wyjechała pańcia, zostawiła koty,
a one wciąż mają ochotę na psoty:
przeglądają listy, książki rozrzucają,
z rozmaitych pudeł wstążki wyciągają,

obgryzają kwiatki, po stołach buszują
i żwirek z kuwety wszędzie rozsypują.
Zrzucają doniczki, piją z kranu wodę,
a spanie na stole zapewnia wygodę.

Czasem się pokłócą – jak to dwa kociaki,
tu łapa, tam ogon… Małe łobuziaki…
To kocie szaleństwo pomaga niewiele,
ale się starają, mali niszczyciele…

Pańcia kiedyś wróci, nie martwcie się koty,
będzie miała z wami znów mnóstwo roboty,
będzie głaskać tulić i drapać za uchem,
a nawet czasami łaskotać pod brzuchem…

Czekają więc koty cierpliwie, codziennie,
wypatrują ślepka i tęsknią niezmiennie,
na wspólne wieczory mają plany wielkie.
Stęsknione dwa futra: Eliza z Karmelkiem.

Zdjęcie kotów mam od Edyty.

piątek, 24 kwietnia 2020

Tęsknota.


Stoi sobie bocian na zielonej łące,
wokół pachną trawy, lato jest gorące,
znad jeziora słychać żabie rechotanie.
Ten bocian przyfrunął tutaj na śniadanie.

Po śniadaniu łatwiej jest z życiem się mierzyć,
w to, że wciąż jest dobrze, znów można uwierzyć,
odnaleźć swój uśmiech, przegonić tęsknoty,
najzwyczajniej w świecie – wziąć się do roboty.

Bocian nasz ostatnio wpada w zamyślenie,
bo chciałby gdzieś wreszcie zapuścić korzenie,
a tutaj choć pięknie – do domu daleko,
kraj rodzinny leży za morzem, za rzeką…

I chociaż przepiękne gniazdo tu zbudował,
trójkę ślicznych piskląt z żoną już wychował,
tęskni za ojczyzną, nie umie inaczej.
Kto tego nie przeżył, nie wie, co to znaczy.

Bocian tu przyleciał, bo miało być lepiej,
ułożył swe życie i biedy nie klepie,
jest tutaj kimś ważnym, ptaki go szanują,
pisklęta są zdrowe i dobrze się czują.

Kraina szczęśliwa,  w niej mnóstwo dostatku,
pełna możliwości, uciech, a w dodatku
już bardzo znajoma i bezpieczna raczej.
Czemu więc nasz bociek czasem w nocy płacze?

W ojczyźnie bociana było inne niebo,
nic mu nie zastąpi błękitu wielkiego,
tych zielonych lasów, rzek jak wstążki ślicznych,
rumianku, stokrotek, zapachów magicznych.

Tu też są stokrotki – bardziej kolorowe,
dzikie, rwące rzeki, miasta betonowe,
żaby trochę głośniej nad stawem rechoczą,
bociany w sąsiedztwie inaczej klekoczą…

Są też możliwości, bocian to docenia:
nigdy nie zabraknie rodzinie jedzenia,
co się stanie jutro, martwić się nie trzeba;
można by pomyśleć: manna spada z nieba.

Pilnuje więc bocian, by jego pisklęta,
swój ojczysty klekot mogły zapamiętać,
by znały historię, bajki i legendy,
snuje wieczorami przepiękne gawędy…

Marzy by polecieć za morze, za lasy,
zabrać swą rodzinę choć na krótkie wczasy,
pokazać pisklętom miejsca wytęsknione,
z wyboru przed laty wielu zostawione.

Codziennie wyfruwa z gniazda do swych zajęć
i żyje jak wszyscy. Cóż mu pozostaje?
Lecz mimo, że wszystko mu się tu podoba
tęskni za ojczyzną. Taka to choroba.
 Bociana namalowała Ania Danel.

środa, 8 kwietnia 2020

Gobliny czy koboldy? Konkurs w karczmie.


W pewnym małym mieście, w karczmie „Pod podszewką”
siedziało trzech typków racząc się nalewką,
wydawać się mogło, że to zbiry zwykłe
jednak towarzystwo to było niezwykłe.

Przewodził siwiutki i stary czarodziej,
który absolutnie nie znał się na modzie
jego potargana choć magiczna szata,
miała już za sobą swe najlepsze lata.

Obok czarodzieja paladyn zasiadał -
bardzo praworządny, strasznie dużo gadał.
Z nimi barbarzyńca, który chociaż prostak
do tejże kompanii przygarnięty został.

Wszyscy trzej znudzeni byli już swym losem
siedzieli więc, pili, potrząsali trzosem,
toczyli debatę nad wyższością stworów,
omawiali cechy przeróżnych potworów.

Jak dotąd w większości ocen się zgadzali,
chociaż różne cechy  stworów  oceniali.
Wybór często trudny, całkiem spore kłótnie
lecz czas się nie dłużył wreszcie tak okrutnie.

Wybrali demony najbardziej zdradliwe,
stwierdzili, że driady są bardzo płochliwe,
uznali zombiaki za stwory plugawe,
grimloki natomiast za wielce głupawe.

Najgorzej im chyba poszło przy wyborze,
które będzie lepsze pośród tych dwóch sworzeń:
koboldy, gobliny? Żeby to rozsądzić
trzeba dla nich konkurs tu w karczmie urządzić.

Ruszył barbarzyńca więc na polowanie
najlepiej jak umiał wykonał zadanie.
Gdy wrócił do karczmy, w swoich wielkich łapach,
trzymał to co w polu tak skutecznie złapał.

Garść koboldów w jednej, gobliny zaś w drugiej,
zamknęli je w klatkach i poddali próbie.
Po kolei każde z klatek wyciągali
i różne zadania dla nich wymyślali.

Jak długo trza w misie takiego podtapiać
by błagał o litość, krzyczał, zaczął płakać?
Czy gdy głodne wszystkie, a jeden ma żarcie
podzieli się z resztą? Okaże im wsparcie?

Czy uczą się trochę na koniec sprawdzili
i klucze do klatek podstępnie wsadzili.
Czy otworzą zamki? Czekali cierpliwie.
Lecz wszystkie się biły o klucze złośliwie.

Sprawa była trudna, bo każde zadanie
dla jednych i drugich trudne niesłychanie,
koboldy krwiożercze, złośliwe gobliny -
sędziowie więc mieli dość nietęgie miny.

Doszli więc do wniosku, że sprawa daremna;
ocena potworów, rzecz względnie przyjemna,
wychodzi tu na to, że żadne z tych stworów
poddane ocenie, nie rozstrzygną sporów.

Morał będzie prosty i zabawę psuje:
O gustach po prostu się nie dyskutuje.
Nadal nie wiadomo – czy jedne, czy drugie,
jeśli ktoś nie wierzy, niech je podda próbie.