Dżordż w małym domku, na skraju miasta
zajadał właśnie kawałek ciasta,
gdy babcia Emma przyniosła wieści.
To się po prostu w łebku nie mieści!
"Muszę wyjechać na krótkie wczasy,
do sanatorium tam, gdzie są lasy,
by podratować me słabe zdrowie;
jak tylko wrócę - wszystko opowiem."
Emma zabrała bagaż nieduży,
by nie przeszkadzał jej zbyt w podróży.
Kanarek bał się, że już nie wróci,
ach, jak okropnie on się zasmucił...
Na czas wyjazdu Emmy kochanej
Dżordż pod opiekę został oddany
dwóm grzecznym wnuczkom: Ani i Jadzi,
nie chciał przenosin, lecz cóż poradzić?...
Wnuczki mieszkały z tatą i mamą
i nic nie było tutaj tak samo;
głośno i duszno, zbyt mało słońca
i ta muzyka – tak dziwnie brzmiąca.
Dżordż myślał sobie - cóż to za dźwięki?
to straszny hałas, a nie piosenki!
Miało być miłe, ładne śpiewanie,
a jest okropne, brzydkie zgrzytanie!
Jedzenie było paskudne raczej,
życie płynęło całkiem inaczej,
wszyscy się rano bardzo spieszyli,
wieczorem strasznie zmęczeni byli…
By z nim posiedzieć nikt nie miał czasu,
każdy tłumaczył się zajęć masą,
Dżordż rzadko śpiewał, bo nie miał komu,
po co miał ćwierkać w puściutkim domu?
Emma wróciła dwa dni przed czasem,
rzuciła torbę z wielkim hałasem
i zawołała: „Ptaszku kochany
ależ tęskniłam ! Chodź, już wracamy”.
Kiedy do domu wreszcie wrócili
byli szczęśliwi, tak się cieszyli
Wreszcie znów było spokojnie, miło,
och, jak przyjemnie znowu się żyło!
Ilustracja: Robert Semik.